|

Bodzentyn, Iłża, Melsztyn, Gostynin – fuszerka na zamkach, czyli jak ich nie odbudowywać?

Dyskusja czy i w jakim stopniu odbudowywać zamki trwa od przeszło stu lat. Nie mamy zamiaru jej tutaj rozstrzygać i mówić Państwu jak mają myśleć, zwłaszcza, że i tak najwięcej zależy od indywidualnego przypadku a nie z góry narzuconej teorii (doktryny). Pragniemy zwrócić uwagę na inną ważną rzecz, o której nie mówi się tyle ile powinno – ahistoryczne projekty i niska jakość prowadzonych na zamkach prac. Problem dotyczy wbrew pozorom nie tylko odbudów zamków, ale także prac na obiektach określanych jako „trwałe ruiny”.

Skąd bierze się problem?

Oglądając konserwację barokowych ołtarzy, szat liturgicznych czy polichromii w kamienicach, widzimy w działaniu konserwatorów, rzemieślników, specjalistów. Wydawać by się mogło, że w przypadku zamków, jednych z najcenniejszych zabytków jakie posiadamy, powinno być tak tak samo.

Niestety coraz częściej tak nie jest.

Prace konserwatorskie według prawa i zgodnie z rozporządzeniem MKiDN wykonywać musi dyplomowany konserwator. Problem polega na tym, że część prac na zamkach kwalifikowana jest jako budowlana a w takim wypadku pewne wymagania dotyczą jedynie kierownika budowy i inspektora nadzoru. Żaden z nich nie musi być jednak konserwatorem. Wystarczy udokumentowany udział w pracach przy zabytkach. Nie liczy się przy tym ani ich rodzaj ani pozytywny rezultat. Reszta pracowników firmy budowlanej nie musi posiadać żadnego doświadczenia. W związku z tym brakuje wiedzy dotyczących nawet tak podstawowych rzeczy jak samo murowanie ścian (rozmiar i forma kamienia, warstwowanie, zaprawy, fugi). To nie wszystko bowiem zdarza się, że żadna z osób, która firmuje swoim nazwiskiem prace nie jest obecna podczas nich. Bywa, że pojawia się ona dopiero podczas odbioru! Delegatury WKZ z oczywistych względów zaś nie mają możliwości oddelegowania pracownika do stałego nadzoru firmy.

Jeśli dodamy do tego, że firma budowlana wykonuje projekt ahistoryczny, mijający się z realiami epoki, w których zamek powstawał (bo w procesie projektowania nie brali udziału historycy, nie odbyła się dyskusja), to mamy gotowy przepis na katastrofę, popularnie nazywaną „gargamelem” albo „makietą”.

Jak temu zaradzić?

👉 1. NADZÓR

Obowiązkiem państwa w postaci urzędów konserwatorskich jest stawianie jasnych wymagań inwestorowi, które wymusiłyby udział historyków architektury na etapie projektowania oraz konserwatorów i doświadczonych rzemieślników na etapie wykonania. Musi obowiązywać jeden projekt budowlano-konserwatorski i jedno pozwolenie obejmujące różne branże. Wymusi to udział dyplomowanego konserwatora na każdym etapie prac. Takie rozwiązanie bywa z powodzeniem stosowane przez WKZety.

👉 2. NAUKA RZEMIOSŁA

Gdy w 1983 odbudowywano domy z muru pruskiego przy Rynku w Hildesheim, aby rekonstrukcja była wiarygodna, konserwatorzy i budowlańcy uczyli się dawnych technik budowlanych i rzemiosła praktycznie od nowa. Przy każdej inwestycji konieczne jest przestudiowanie sposobu budowy danego zabytku, użytych materiałów. W Polsce wciąż mamy osoby znające tajniki dawnego rzemiosła. Powinny one przewodzić pracom i szkolić pozostałych pracowników. Ideałem jest powstanie przyzamkowego „warsztatu”, który w szerszej perspektywie pełniłby funkcję szkoły umożliwiającej trwanie i przekazywanie tej wiedzy dalej. Ta wiedza jest konieczna nawet nie tyle przy odbudowach, ale przede wszystkim przy samej konserwacji zabytków.

👉 3. ODRZUCENIE KRYTERIUM CENY

Kryterium nie mogą być ani najniższa cena ani krótki czas inwestycji. Jeśli inwestor dysponuje ograniczonymi środkami, inwestycja powinna być rozbita w czasie na mniejsze etapy. W pozostałych wypadkach dozwolone powinny być jedynie prace zmierzające do zabezpieczenia aktualnego stanu zabytku.

Warto pamiętać, że to właśnie współczesna zamkowa pseudohistoryczna fuszerka jest głównym argumentem przeciwko jakimkolwiek pracom w obrębie zamków, nawet tym, które są dobrze udokumentowane, potrzebne bądź oczekiwane społecznie. Jednocześnie fuszerka ta często bywa dla architektów oraz inwestorów pretekstem do wprowadzenia tańszej i wymagającej mniej czasu, ale często inwazyjnej architektury nowoczesnej (patrz: Bodzentyn).

Zamki są dobrem wspólnym. O ich losie nie powinien decydować jedynie inwestor, architekt albo kierujący się tylko doktrynami konserwator. Nie powinno być tak, że jedna strona narzuca swój sposób wartościowania drugiej. Należy wsłuchiwać się w głos wszystkich zainteresowanych: naukowców, właścicieli, mieszkańców, lokalnej społeczności. Na tej podstawie dopiero można szukać kompromisu. Wyjściem do dyskusji musi być jednak szacunek dla oryginalnej tkanki zabytku.

Przy tworzeniu tego wpisu rozmawialiśmy oraz uwzględniliśmy uwagi aktywnych zawodowo konserwatorów zabytków.

Jako ilustracja do wpisu przykłady fuszerki na zamku w Iłży, który jest tzw. „historyczną trwała ruiną”, w artykule Pawła Nowakowskiego z Iłżeckiego Towarzystwa Historyczno-Naukowego: Dziegieć z miodem czyli o konserwacji ruin zamku Iłża | Iłżeckie Towarzystwo Historyczno-Naukowe

W opozycji do Iłży odbudowany metodami rzemieślniczymi zamek w Czechach, o czym pisaliśmy już na RiO: Czechy – odbudowa wieży zamku Tichá – Rekonstrukcje i Odbudowy

Warto także zapoznać się z przykładem konserwacji ruin zamku w Lietavie: Združenie na záchranu Lietavského hradu | Facebook

Przykłady nieudanych odbudów zamków – kolejno od góry: Bodzentyn, Iłża, Melsztyn, Gostynin

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *