Dlaczego w Polsce jest brzydko?
Ważny, wartościowy tekst analizujący bolączki trawiące polskie miasteczka, ale nie tylko. Jego autorem jest dr hab. Monika Bogdanowska – Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Polecamy Państwa uwadze!
Współczesna architektura małych miast to już jest temat na szersze opracowanie architektoniczno-socjologiczne, tu tylko kilka refleksji konserwatorskich. Problemem małych miast są wielkomiejskie aspiracje inwestorów i architektów. Wygląda na to, że małe miasta sparaliżował kompleks prowincji. Zamiast poszukiwania własnej definicji, ducha miejsca, są Ambicje. Ta chęć ukrywania tożsamości, udawania czegoś czym się nie jest, gorączkowe chwytanie każdej nowinki, stała pogoń za czymś, co uznaje się dowód „nowoczesności”, by broń Boże nie zostać oskarżonym o zaściankowość, to droga donikąd, gorzej, bo wiedzie ona przez wertepy brzydoty, kiczu i śmieszności. Dla odwiedzających – a i pewnie sporej rzeszy bezradnych i zagubionych mieszkańców – to z kolei droga przez estetyczną mękę. Chaos, przebodźcowanie informacją, kolorem, fakturą, horror vacui budzą złe instynkty. Plastikowe płachty potęgują uczucie bylejakości i bezhołowia. Jeszcze kilkanaście lat temu była nadzieja: przecież pojedziemy w świat, zobaczymy te wszystkie gemütlich „bawarie”, aleje cyprysów i pinii przecinające winnice Toskanii, wzruszą nas lawendowe pola otulające domy Prowansji i kamienne mury obrośnięte krzewami róż West Midlands…
Nie, przecież NIC takiego się nie stało. Zamiast wielkiego sprzątania przestrzeni, dążenia do harmonii mamy estetyczne dysonanse, „wolnoć Tomku..”, budowlano-architektoniczne szwindle. Czy naprawdę dobrze się czujemy w tym śmietnisku? Zjawisku towarzyszy dobrze znane przerzucanie odpowiedzialności: „kto jest winny tego stanu rzeczy? No kto?” W rozmowie z wójtem, kiedy próbujemy ochronić przed rozbiórką jedyny godny uwagi obiekt wioseczki słyszę, że o wpisie do ewidencji, czy planie miejscowym „mowy nie ma, bo mnie tu, pani, ludzie na taczkach wywiozą”. Samorządowcy są pod presją wyborców, którzy chcą „monetyzować” przestrzeń – samowola daje nieograniczone możliwości, nie to, co rygorystyczne przepisy. W innym miasteczku burmistrz wygląda na zaskoczonego, gdy mówię, że „nie znam bardziej zeszpeconej miejscowości”, „ale dlaczego?”- odpowiada – „nam się tu tak podoba”. No pewnie: każdy maluje elewację jak mu w duszy gra, wiesza na niej co chce, zapełnia każdy skrawek wolnej przestrzeni byle jakim szyldem, a propozycja wprowadzenia uchwały krajobrazowej, czy ustanowienia parkU kulturowego wywołuje panikę. Rozmawiam z młodymi architektami, pytam: „skąd taki pomysł, przecież wokół tradycyjne drewniane domy?”, a oni odpowiadają „ale tu nie ma żadnych ograniczeń, plan pozwala”. Ano właśnie: POZWALA! Do tego jeszcze ambicja, która inspiruje, by postawić sobie pomniczek, wykrzyczeć kolorem własny przekaz. Dlaczego szpecimy własny Dom? No dlaczego?!
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w historycznych centrach małopolskich miast i miasteczek – każde z nich ma swą lokalną, tradycyjną architekturę, tu i ówdzie czytelną pod reklamowymi płachtami, styropianem, kolorami rodem z czytanki dla przedszkolaków. Współczesne obiekty, choć czasem projektowo poprawne rażą programowym oderwaniem od kontekstu zgodnie z zasadą: im bardziej nie pasuje – tym lepiej, bo „nowocześniej”.
Źródło: Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków – posty | Facebook
Przede wszystkim potrzebne są spójne wytyczne regionalne, np wytyczne dotyczace sposobu krycia budynkow mieszkalnych na Dolnym SLasku itp