Kraków (Wola Justowska) – renowacja rzeźby Matki Bożej dłuta Franciszka Wyspiańskiego
Post zapożyczony z profilu facebookowego Konserwator Zabytków.
„Kiedy postanowiłam ostatecznie zmierzyć się z zakończeniem żmudnego procesu oczyszczania z wtórnych przemalowań, okazało się, że schodziły one nad wyraz opornie. Do tego we znaki dawała się bardzo niewygodna pozycja, w której pracowałam. Zastał mnie wieczór, kiedy odsłaniałam ostatnią, boczną ściankę podstawy rzeźby. Nagle, ku mojemu zdziwieniu, dłuto odsłoniło w całości regularne wgłębne linie, które w świetle halogenu okazały się wklęsłymi drukowanymi literami. Po chwili ukazał się napis „F.M. WYSPIAŃSKI”. Rozpoznanie nie pozostawiało złudzeń – to sygnatura Franciszka Michała Wyspiańskiego. Spojrzałam do kalendarza: był 10 listopada 2021 r. Franciszek Wyspiański zmarł 10 listopada 1901 roku…” Z relacji konserwator dzieł sztuki Małgorzaty Zagórskiej-Slaniny.
Na niedzielny poranek i koniec dłuuugiego weekendu mam dla Państwa opowieść. Było tak: w pewnym starym, pięknym mieście mieszkała sobie skromna kupiecka rodzina. Tu, niedaleko rynku, mieli duży sad i dom. Stary ich dom zapisał się tragicznie w dziejach miasta, bowiem wedle relacji to właśnie zgromadzone tu, na strychu, orzechy eksplodując w ogniu były główną przyczyną szybko rozprzestrzeniającego się wielkiego pożaru, który strawił pół miasta. Wszystko jednak odbudowano (acz już nie z drewna) i życie toczyło się dalej.
W domu pośród licznego rodzeństwa mieszkała też panna na wydaniu. Trapił się ojciec, czy znajdzie dobrego męża, porządnego człowieka. Któregoś dnia rozwiązanie problemu podsunęli mu zaprzyjaźniony z rodziną artysta malarz i sąsiad, który sporo inwestował w okolicy budując nowe domy, był więc człowiekiem zamożnym i dla miasta zasłużonym. Otóż naukę w Szkole Sztuk Pięknych kończył właśnie zdolny rzeźbiarz, który szukał pracowni do wynajęcia. Umyślono zatem, by rodzina użyczyła mu jednego z pomieszczeń, zaś lokalny przedsiębiorca, na dobry początek, postanowił u rzeźbiarza zamówić rzeźbę Matki Boskiej – bo przecież panna jest na miejscu, może pozować. Jak uradzili, tak zrobili. Widać dobre intencje znajdują wysłuchanie w niebie. Młody rzeźbiarz pracując nad dziełem pokochał śliczną dziewczynę, a ona jego. Krótko potem pobrali się i zamieszkali w domu nad pracownią. W 1879 urodził się ich syn – Stanisław. Dla mieszkańców Krakowa znana to opowieść o rodzinie Rogowskich, która mieszkała przy ulicy Krupniczej, zaprzyjaźnionej z Janem Matejką (ten też przez pewien czas miał przy tej ulicy mieszkanie i pracownię) oraz z rodziną lokalnego „dewelopera” Antoniego Wojczyńskiego. Maria Rogowska pozowała Franciszkowi Wyspiańskiemu, a on wyrzeźbił postać Matki Boskiej z Dzieciątkiem nadając rzeźbie jej rysy twarzy. Ale zapewne nie tylko tej rzeźbie, także i innym dziełom, które stworzył.
Jaki związek ma ta urocza historia z konserwacją? Ta historia to dziedzictwo niematerialne. Materialnym zaś dziedzictwem jest kamienna Matka Boska z Dzieciątkiem wyrzeźbiona przez Franciszka. Dotychczas popularność zdobyła ta zamówiona przez Wojczyńskiego do ustawienia na placu przy budowanych przez niego domach przy ulicy Krupniczej. Ale w trakcie prac konserwatorskich ujawniono jego podpis także na innej rzeźbie (!), którą zobaczą Państwo na zdjęciach, to kapliczka na Woli Justowskiej (dzielnica Krakowa).
Piszę o tym, by pokazać przykład, jak dziedzictwo materialne przenosi wiedzę o niematerialnym, a niematerialne o materialnym. Gdyby nie rzeźba, cała historia w której pięknie otwierają się liczne wątki: wielki pożar Krakowa, nowe rozplanowanie odbudowywanej dzielnicy, krakowskie rodziny, ważne postacie ówczesnego miasta, życie i relacje społeczne, sztuka przełomu wieków, pozostałaby pewnie nierozpoznana, w każdym razie jej wymowa byłaby o wiele mniej emocjonująca. Teraz, patrząc na spokojną, łagodną twarz Matki Boskiej widzimy nieśmiałą dziewczynę, w przyszłości matkę Geniusza.. I na koniec, jeden z najlepszych znanych mi cytatów, który trafnie opisuje relację materialne-niematerialne: „Miejsce jest tkaniną naszego życia, a jego szwami – pamięć i tożsamość”. Alastair Bonett, „Poza mapą” (świetna książka, ale nie dla wrażliwych!).